Początek roku minął jak szalony, a ja tymczasem wracam jeszcze myślami do Sylwestra, trochę z okazji niedawnego Dnia Kobiet. Tak naprawdę, to sylwestrowe sceny wracają do mnie jak z koszmaru. Niechciane i przerażające.
Wciąż siedzą we mnie przemyślenia po tej imprezie. Na niej umocniłam się w przekonaniu, że tylko wtedy można się dobrze bawić na imprezie, idąc na nią dla samej zabawy. Nie imponować komukolwiek, nie patrzeć na inne kobiety z zawiścią, nie starać się wybić na płaszczyźnie społecznej. Byłyśmy z koleżanką jedynymi kobietami, które bawiły się tylko dla siebie, które nie chciały nikomu zaimponować, które z nikim nie rywalizowały. Dawno minęły już czasy, gdy starałam się komukolwiek na imprezie zaimponować. Nie pierwszy raz zauważyłam, że taka impreza sprawia największą frajdę.
Wydaje mi się, że wynika to z tego, iż z wiekiem przestałam szukać akceptacji z zewnątrz, od innych ludzi. Jestem w szczęśliwym związku od ponad ośmiu lat, dzięki czemu wzmocniłam się psychicznie i potrafię zawierzyć swoim zaletom, ponieważ na co dzień budujemy się wzajemnie.
Od dawna też nie widzę zagrożenia w innych kobietach i nie czuję potrzeby porównywania się z nimi. Kiedyś spędziłam cały wieczór panieński, na którym wszystkie dziewczyny były w maskach Johnnego Deppa. To była jedna z lepszych imprez, na której bawiłam się dla siebie, a nikt nie próbował z nikim rywalizować. Bo nie jesteśmy rywalkami!
I będę to powtarzać wciąż, pełną piersią, do znudzenia!